I już po lecie...
I już po lecie... Ech, ech! Od zawsze tak było... W końcówce lata Jabłoniami – matkami targają … zmienne, mieszane uczucia Ich dzieciaki w gałęziach ... rosną, rosną Nabierają rumieńców i wagi Przyrodzie nieobca tedy – mieszanka Przeplata się i radość, i wicher, i smutek Listowia ze łzami w oczach … żegnają rumiane pociechy … odliczają dni wspólnego dojrzewania Czekają potulnie na... gospodyń wariacje Kiszone ogórki w koprowych sukienkach Zasypiają na półkach. w słoikach W konopnickiej – piwnicznej izbie Śliwki grzecznie (nie pojmuję czemu) Rozpływają się w cukrowym uśmiechu W powodzi powideł Wpadają do szklanej pułapki Zakręcanej na gorąco pokrywką Winogrona tryskają melodią o lecie Liście znudzone wiatru podmuchem Zwiedzają zaułki krętych uliczek Pan Dokładny w zgrabne kupki je zmiecie Później w wory, do kubłów Targać nimi nie będą zamiecie Ze strączków, główek i makówek Wysypują się nasion zast...