I już po lecie...
I już po lecie...
Ech, ech!
Od zawsze tak było...
W końcówce lata
Jabłoniami – matkami
targają
… zmienne, mieszane uczucia
Ich dzieciaki w gałęziach
... rosną, rosną
Nabierają rumieńców i wagi
Przyrodzie nieobca
tedy – mieszanka
Przeplata się i radość,
i wicher, i smutek
Listowia ze łzami w oczach
… żegnają rumiane pociechy
… odliczają dni wspólnego dojrzewania
Czekają potulnie na...
gospodyń wariacje
Kiszone ogórki w koprowych
sukienkach
Zasypiają na półkach. w
słoikach
W konopnickiej – piwnicznej izbie
Śliwki grzecznie (nie
pojmuję czemu)
Rozpływają się w cukrowym
uśmiechu
W powodzi powideł
Wpadają do szklanej
pułapki
Zakręcanej na gorąco
pokrywką
Winogrona tryskają melodią
o lecie
Liście znudzone wiatru
podmuchem
Zwiedzają zaułki krętych
uliczek
Pan Dokładny w zgrabne
kupki je zmiecie
Później w wory, do kubłów
Targać nimi nie będą
zamiecie
Ze strączków, główek i
makówek
Wysypują się nasion
zastępy
Odchowane pisklęta nabrały
wprawy
Bez paszportów i wiz
Udają się w znane sobie wyprawy
Tam gdzie popadywało
choćby tylko czasami
Będzie zachwyt
… dorodnymi
grzybkami
Było lato...
I już po lecie...
Co było jesienią?
To już wiecie... Zdzisław
Skibicki październik, 2015 r.
Komentarze