ODMAWIAJCIE RÓŻANIEC – MARYJA PROSIŁA



ODMAWIAJCIE RÓŻANIEC – MARYJA PROSIŁA

W małej izdebce, tuż obok łóżka
Z różańcem w ręku klęczy staruszka
Czemuż to babciu od lat odmawiasz pacierze?
Pytasz czemu? Bo ja w ich siłę naprawdę wierzę

Wierzę w te małe paciorki z dębiny
One moc mają ogromną, odpuszczają winy
Gdy zawiedzie medycyna, gdy już znikąd pomocy
Ja grzeszna, niegodna, korzystam z ich mocy

Pierwsza dziesiątka jest za papieża
Niech nami kieruje, Bogu powierza
Druga w intencji całego Kościoła
Silny modlitwą, wszystkiemu podoła

Trzecia za męża co odszedł i już jest w... niebie
A może w... czyśćcu lub w... większej potrzebie
Czwartą odmawiam w intencji syna...
Mówiąc te słowa – płakać zaczyna

To niezły był chłopak, lecz od ojca pogrzebu
Odwrócił się wtedy od Boga, złorzeczył niebu
Nijak nie rozumiał tego, że to Bóg w swojej miłości
Dał wolną wolę całej ludzkości...

Niegodny człowiek ten dar bezcenny i hojny
Zamienił na chciwość, wyzysk i wojny
Teraz gdy się zdarzy wypadek, czy wojenna trwoga
Ludzie w przewadze nie winią siebie, najczęściej Boga

Wnuczko, myślałam, że syn – twój tata gdy już założył rodzinę
Gdy uniósł w górę swą pierworodną dziecinę
Zrozumiał swe błędy, cel odnalazł w życiu
Gdzież tam, on się znaczniej pogrążył w piciu...

Alkohol, awantury, płacz i siniaki
Czemuż, ach czemu los zgotował nam taki?
Nie było miłości, brakowało pieniędzy, jedzenia
Spokój w domu gościł tylko wtedy gdy„pan i władca” szedł do więzienia

Ja zaś przez te wszystkie lata, nie traciłam wiary, biorąc różaniec do ręki
Bogu polecałam marny los synowej i wnucząt udręki
Syn  w swoim kochanym nałogu trwał nadal  uparty
Zatwardziały, nieprzystępny z czwartej dziesiątki stroił sobie żarty

Lepiej piątą odmawiaj za siebie
Bo ze swoim różańcem to już żyjesz tylko o wodzie i chlebie
Sama widzisz na nic te twoje posty, i te modły...
Los mój widać taki być musi, na wskroś podły.
Od płaczu się zanosi, drżą jej wątłe ramiona
Wie staruszka, że jest chora, niedługo skona...
Co będzie z synem niecnotą i z jego rodziną?
Czy odnajdzie kiedyś drogę do Boga, tę jedyną???

Odeszła do Pana – cichutko nieboga. Wezwano syna
Ten nadal hardy i butny, rzekł: nie moja to wina...
Patrzył pobladły na służebnicę Maryi, ogarniać go zaczęła postępująca skrucha,  
Na sercu pękała zakrzepła skorupa, już nie było w nim wiele z tamtego „zucha”

Wzrok jego padł na różaniec matki
W miejscu czwartej dziesiątki... zupełnie gładki
Nie ma paciorków – patrzy i oczom nie wierzy
Niewiarygodne aż tak starte, to wina – milionów pacierzy...

Za to piąta dziesiątka była nadal jak nowa
Przypomniał teraz swe kpiące o niej słowa
Na palcach wrednej wtedy mamy dostrzegł od łańcuszka rany...
Wybacz mi Matko! – krzyknął  Cóż ci wyczyniałem Boże mój kochany...

Ożyło w jednej chwili syna sumienie
Przysięgam ci Matko – odtąd się zmienię...
Całował jak nigdy dotąd matki dłonie
Twarz łzami zoraną i siwiutkie skronie

Rzucił nałogi, cały się oddał Bogu
Szczęście gościło w jego domu już od samego progu
Codziennie wieczorem klękał ze swoją rodziną
Odmawiał różaniec za matki przyczyną


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Raport po… dekadzie

HISTORIA TRZYGŁOWA W KOLEJNYCH DNIACH DATACH I FAKTACH SPISANA